Stary Prokocim Stary Prokocim
457
BLOG

Polska tradycja demokratyczna jako zagrożenie

Stary Prokocim Stary Prokocim PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Skłonności Polaków do anarchizowania życia politycznego mają swoje paradoksalne konsekwencje. Tę anarchię i słabość władzy centralnej wyczuwa każdy i rodzi się tęsknota, by całość władzy politycznej oddać w ręce silnej jednostki, która zrobi z tym bałaganem porządek, a jednocześnie nie obali ukochanej przez Polaków demokracji. Polityk, który umie przekonać naród, że jest kimś takim, może liczyć na poparcie i szacunek w narodzie.

Trzy nazwiska przychodzą mi na myśl, gdy chcę podać przykład takiego polskiego polityka: Jerzy Lubomirski, Józef Piłsudski i Jarosław Kaczyński. Wszyscy trzej mają swoje autentyczne zasługi w bojach o wolność i demokrację (bez ironii). Wszyscy, przynajmniej na jakiś czas, skupili w swych rękach pełnię władzy politycznej w kraju, pełniąc przy tym formalnie skromne stanowiska: hetmana polnego, koronnego, ministra spraw wojskowych, posła na Sejm. Wszyscy byli szczerymi demokratami i jakkolwiek Piłsudski doszedł do pełni władzy, dokonując zamachu stanu, to cały sanacyjny reżim zachowywał się tak, jakby chciał zachować władzę, nie obalając przy tym demokracji, stąd dziwactwo o nazwie konstytucja kwietniowa. Ponadto, na randkach z Oleńką Szczerbińską o niczym innym jej (szczerze) nie gadał jak tylko o demokratycznych reformach, które przeprowadzi w przyszłej, niepodległej Polsce. Jarosław Kaczyński jeszcze żyje i nie przeszedł na polityczną emeryturę, ale dzieło Lubomirskiego i Piłsudskiego można już podsumować.

W obu przypadkach śmierć „demokratycznego wodza” oznaczała zapowiedź katastrofy dla kraju.

3 lata po śmierci Lubomirskiego liberum veto zbierze swoje tragiczne żniwo. Prawo do zrywania sejmów zostanie w 1670 roku zinterpretowane jako unieważnienie wszystkiego, co dotychczas zostało przegłosowane. Oznaczało to całkowity paraliż parlamentu przy jednocześnie słabej władzy królewskiej. Był to stan zagwarantowanej ustrojowo anarchii. Do tej pory obowiązywała zasada, ze Sejm można zerwać dopiero po połączeniu się obu izb parlamentu, a przegłosowane uchwały zachowują ważność (jak choćby ta z 1664 roku o wygnaniu Lubomirskiego, ten sejm został zerwany, a Lubomirski i tak musiał uciekać).

Nie ma wątpliwości, że pan na Wiśniczu, Łańcucie i Jarosławiu przewracał się w grobie, gdy się na tamtym świecie o tym dowiedział, ale czy sam nie przyczynił się do takiego żniwa? Nie ma wątpliwości, że za jego życia i za jego zgodą do takich rzeczy by nie doszło.

4 lata po śmierci Piłsudskiego II RP rozleci się jak domek z kart. Owszem, mamy prawo zakładać, że człowiek mający więcej politycznych talentów niż Beck, Mościcki, czy Rydz-Śmigły i większą odwagę podejmowania decyzji lepiej przeprowadziłby Polskę przez ten trudny okres. Po latach lepiej widzimy błędy obozu sanacyjnego, ale czy mamy prawo wymagać od Piłsudskiego, by żył wiecznie? Jak zrozumieją działania Jarosława Kaczyńskiego jego następcy? „Demokratyczni wodzowie” nie ułatwiają odpowiedzi na to pytanie swoim, często miernym następcom. Bywają rozumiani opacznie. Bo też wszyscy trzej jako szczerzy demokraci byli wybitnymi demagogami. Demokracja i demagogia to rodzone siostry.

Póki co, polska tradycja polityczna nie rozwiązała problemu sukcesji po śmierci „demokratycznego wodza”. A przecież Prawo i Sprawiedliwość to nie jest „partia wodzowska”, byłoby to piękne, pojawiłby się następny wódz i po problemie, PiS to autorski projekt Jarosława Kaczyńskiego, „naczelnik” nie ma sukcesora, a wieczny nie jest.

I tu dochodzimy do ostatecznej konkluzji: problemem Polski nie jest „zagrożenie dla demokracji”, bo to bzdura, ale długa i zła tradycja demokratyczna zwana politycznym sarmatyzmem…




Коммунизм победил!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka